Hm. Dzień dobry? Czy mam się jeszcze z kim witać? (Jeśli nie, to tylko i wyłącznie moja wina, gratulacje, Dianka ;-;). Cóż, nie mam totalnie nic na swoje usprawiedliwienie, chyba że liczy się przeżycie trudnej operacji. Co prawda skłamałabym mówiąc, że lenistwo nie miało nic wspólnego z tym, że od dwóch miesięcy nic tu nie wstawiałam. Tym razem nie jest to rozdział, ale miniaturka, bo naszła mnie nagła wena na cudowny ship jakim jest AlxScore. No więc indżojcie i, jeśli ktokolwiek czyta, ładnie proszę o komentarz.
PS Do końca października lenię się w domu, więc możliwe, że pojawi się też rozdział.
___________________________________
– HEJ, POTTER! – krzyknął Scorpius Malfoy, a
jego głos wyróżnił się na tle szumu panującego w Wielkiej Sali.
– CZEGO CHCESZ, MALFOY? – odkrzyknął
Albus Potter, krztusząc się ze śmiechu.
– CHCĘ, ŻEBYŚ PODAŁ MI MASŁO. –
Score rozpromienił się, słysząc śmiech Albusa.
– WYSTARCZY WSTAĆ, MALFOY, TY LENIU!
– Na litość boską, przestańcie
wreszcie – mruknęła Molly Weasley, siedząca obok Scorpiusa. – To już przestaje
być śmieszne.
– JESTEM ZBYT NIEWYSPANY, ŻEBY
POKONAĆ TAKĄ ODLEGŁOŚĆ – krzyknął Score w odpowiedzi, kompletnie ignorując
Molly.
– WIĘC MOGŁEŚ SPAĆ, ZAMIAST…
– Potter! Malfoy! – Do stołu
Ślizgonów podszedł Neville Longbottom, nauczyciel zielarstwa.
– Słucham, panie profesorze? –
Scorpius uniósł głowę, by obdarzyć swojego nauczyciela niewinnym spojrzeniem,
przynajmniej tak niewinnym, na jakie było go stać w zaistniałej sytuacji.
– Dlaczego tym razem wrzeszczysz na Pottera, siedzicie przy jednym stole.
– Wiem, panie profesorze, ale Al
jest o wiele za daleko – odparł Scorpius rzeczowym tonem, nie zwracając uwagi
na prychnięcie Molly Weasley.
Neville na chwilę zaniemówił,
wpatrując się w Ślizgona. Doprawdy, każde nowe wytłumaczenie stawało się coraz
głupsze. Ci dwaj byli kompletnie niereformowalni.
– Al siedzi trzy krzesła dalej,
Malfoy – burknęła Molly, kryjąc z zażenowaniem twarz w dłoniach opartych na
stole.
Scorpius zerknął na Albusa, który
wbił wzrok w swój talerz, a na jego twarzy pojawił się delikatny rumieniec (który,
zdaniem Scorpiusa, tylko dodawał mu uroku).
– Nie chcę więcej słyszeć waszych
krzyków w Wielkiej Sali ani na korytarzach, czy to jasne? Chyba że znowu
chcecie narazić Slytherin na utratę punktów – zagroził Neville.
– Przepraszamy, profesorze – wykrztusił
wreszcie Albus. Dziwnie się czuł, zwracając się do niego tak oficjalnie,
podczas gdy w domu był po prostu wujkiem Neville’em.
– Tak, to się więcej nie powtórzy –
dodał Scorpius, kiwając energicznie głową.
Neville zmierzył ich powątpiewającym
spojrzeniem, ale odszedł od stołu Ślizgonów i skierował się do wyjścia z
Wielkiej Sali.
– Może po prostu zamienię się
miejscami z Albusem, żebyś nie usychał z tęsknoty za swoim chłopakiem? –
zaproponowała znużona Molly.
– On nie jest moim chłopakiem! –
zaprotestował szybko Scorpius. Za szybko, ale zrozumiał to po czasie. Molly
uniosła znacząco brwi, wzięła cały swój dobytek i podeszła do Albusa.
Score jęknął cicho i zgarbił się
nieco na krześle. Właśnie cały problem polegał na tym, że Potter nie był jego
chłopakiem. I w dodatku przez sześć lat, które spędzili w Hogwarcie, ani razu
nie zdradził jakichkolwiek oznak zainteresowania taką zmianą w ich relacji.
Malfoy dopiero teraz zaczynał rozumieć, co jego ojciec miał na myśli mówiąc, że
Potter prawie zawsze oznacza problemy. Ale na pewno nie chodziło mu o takie problemy, pomyślał Scorpius.
Przetarł zmęczone oczy (powinien posłuchać wczoraj Albusa i nie czytać do
trzeciej w nocy, tak, kolejna życiowa porażka), a gdy ponownie je otworzył,
ujrzał przed sobą sprawcę większości jego aktualnych kłopotów.
Albus Potter wyglądał tego dnia
nadzwyczaj przystojnie, co z jednej strony sprawiało, że Scorpius czuł się,
jakby święta przyszły trzy miesiące wcześniej, a z drugiej oznaczało, że w
żadnym wypadku nie skupi się na pracy domowej z zielarstwa. Jego czarne włosy
sterczały na wszystkie strony i aż się prosiły, żeby zanurzyć w nich palce albo
chociaż potargać tak, jak to przed chwilą zrobił Al. Cudownie kontrastowały z
zielonymi oczami Pottera, w które Scorpius mógłby wpatrywać się do końca swego
marnego życia. Szczególnie uwielbiał kryjący się w nich błysk. Niezależnie od
tego, czy Albus był zmęczony, smutny, czy tryskał energią, ten błysk zawsze
można było odnaleźć w jego spojrzeniu. (W zasadzie była to też pierwsza rzecz,
jaką zauważył jedenastoletni Scorpius podczas ich spotkania na peronie 9 i ¾).
Natomiast jego usta… Merlinie, te usta! Lekko popękane od przebywania na
wietrze i zimnie, a mimo to sprawiały wrażenie niesamowicie miękkich. Scorpius
mógłby je opisywać godzinami, mógłby napisać o nich esej (ze szczególnym
uwzględnieniem sposobu, w jaki Albus się uśmiechał), ale w zasadzie wystarczyło
powiedzieć, że gdy na nie patrzył, z trudem powstrzymywał chęć pocałowania Ala
przy wszystkich. Na domiar złego Potter znów miał na sobie granatowy sweter
Scorpiusa, które nosił tak często, że powoli zaczynały pachnieć tak, jak on.
Ogarnij
się w końcu. I przestań się gapić jak testral na kawał szynki.
Scorpius z trudem powrócił do
rzeczywistości.
– I jak ty masz zamiar się teraz uczyć,
hm? – zapytał Albus, wypiwszy łyk kawy z mlekiem. – Przecież na niczym się nie
skupisz. – I tak mam z tym problemy. – Mówiłem ci wczoraj, żebyś nie czytał do
późna. – Al westchnął i pokręcił głową. – Jak dziecko, naprawdę.
– Trudno – odparł Scorpius. To był jeden
z tych dni, kiedy było mu obojętne wszystko oprócz Pottera. – Najwyżej
Longbottom da mi O.
Albus spojrzał na niego z dezaprobatą, po
czym zmarszczył brwi i szybko dokończył swoje płatki. Scorpius obserwował go,
choć co chwilę upominał się w myślach, żeby się nie gapić. Nagle Al wstał,
gwałtownie odsuwając od siebie pusty już talerz.
– Chodź, Malfoy – powiedział, pokazując
mu, żeby podniósł się z miejsca. W jedną rękę Scorpiusa wsunął niedojedzony
tost, mrucząc przy tym coś w rodzaju „zjesz później”, natomiast w drugą swoją
ciepłą dłoń. Scorpius poczuł, jak jego policzki się zaczerwieniły, przez co
nawrzeszczał na siebie w myślach, że zachowuje się jak trzynastoletnia
dziewczynka.
– Molly, idziesz? – zawołał Al do swojej
kuzynki, pogrążonej w rozmowie z Alexandrem Nottem.
– Zaraz do was dołączę, gołąbeczki!
– odkrzyknęła, spoglądając na nich. Z pewnością zauważyła czerwoną twarz
Scorpiusa, co oznaczało, że nie da mu o tym zapomnieć przez parę następnych
dni. Score był na siebie zły. Przecież tak często nawiązywali kontakt fizyczny,
czasem nawet spali w jednym łóżku, powinien się już przyzwyczaić do dotyku
Albusa.
Dość
tego. Jesteś Malfoyem, niezależnym i samowystarczalnym, żaden Potter więcej nie
sprawi, że zachowasz się jak idiota, postanowił, podczas gdy rzeczony
Potter ciągnął go przez zatłoczone korytarze.
I właśnie wtedy znów na kogoś wpadł.
Gdzieś z dołu rozległ się zduszony jęk i przeklinanie, a obok ciche plaśnięcie
– to Albus przywalił sobie dłonią w czoło. Scorpius natychmiast uklęknął, żeby
pomóc jakiemuś Krukonowi – na oko trzecioklasiście – pozbierać rzeczy, które
wysypały się z jego torby.
– Boże, przepraszam, nie zauważyłem
cię, nic ci nie jest? Przepraszam, naprawdę nie chciałem… strasznie mi przykro,
na pewno wszystko w porządku?
Albus odchrząknął.
– Score, plączesz się – upomniał go.
Malfoy nie patrzył na niego, ale w głosie było słychać, że ledwo powstrzymuje
śmiech.
– Zniszczyłeś moje wypracowanie! –
jęknął chłopiec. – Lupin mnie zabije!
Scorpius również o mało nie parsknął
śmiechem. Ciężko było mu wyobrazić sobie Teddy’ego zabijającego kogokolwiek.
– Zaraz to usuniemy – odparł Ślizgon,
wyciągając różdżkę. – Chłoszczyść! –
mruknął i chwilę później zbędny atrament zniknął z pergaminu. Chciał zrobić to
samo z resztą książek i papierów w torbie, ale Krukon zamknął ją szybko i
pobiegł w swoją stronę.
– Nawet nie podziękował! – prychnął
Score, również podnosząc się z podłogi. – Naprawdę, młodzież w tych czasach
jest coraz gorsza!
– Za to, że wylałeś na niego
atrament? Też bym ci nie podziękował – odparł Albus, wciąż rozbawiony tą
sytuacją. Scorpius spojrzał na niego z wyrzutem. – Następnym razem patrz pod
nogi, wielkoludzie, nie wszyscy są wysocy.
– Dobrze słyszę, że nasz kochany
Malfoy znów kogoś potrącił? – Za ich plecami rozległ się głos Molly Weasley. –
Gołąbeczki, tamujecie ruch. – Popchnęła ich do przodu.
– Dzisiaj dopiero pierwszą osobę! –
oburzył się Scorpius. – Dam wam wszystkim Szkiele–Wzro na święta.
– Proponuję, żebyś przestał gapić
się na Ala, to powinno wystarczyć – odparła Molly niewinnie. Scorpius nagle
poczuł chęć rzucenia na nią jakiegoś uroku. Jednak zamiast tego nie odzywał się
przez całą drogę do lochów, przysłuchując się tylko ich rozmowie o ostatniej
lekcji obrony przed czarną magią. Teddy opowiadał im o inferiusach, co
faktycznie było jednym z ciekawszych tematów.
Pokój wspólny Ślizgonów jak zwykle
pękał w szwach. Zajęte zostały wszystkie kanapy, fotele, krzesła oraz stoliki i
to nie tylko przez wychowanków domu Slytherina. Przy kominku roiło się od
Puchonów, którzy ćwiczyli zaklęcie przywołujące pod okiem starszych Ślizgonów.
Dzięki nim w powietrzu śmigało mnóstwo przedmiotów, począwszy na pergaminach i
piórach, a skończywszy na pustych klatkach i skórzanych poduszkach. Praktycznie
każdy stolik został zajęty przez Krukonów i ich ślizgońskich partnerów.
Najmniej było Gryfonów, którzy z kolei tłoczyli się przy regale z eliksirami na
przeróżne dolegliwości, ustawionym w kącie pomieszczenia. Z głośnych rozmów
wynikało, że szczególnie popularny był eliksir na kaca, a wywar łagodzący bóle
brzucha powoli się kończył. Scorpius modlił się tylko, by nie doszło do bójki o
ostatnie krople – jako prefekt musiałby powstrzymać delikwentów przed
rozwaleniem całej szkoły. Z kolei podłoga usiana była tymi, którzy w weekend
nie musieli jeszcze przygotowywać się do ważnych egzaminów i zamiast tego grali
w szachy, Eksplodującego Durnia albo wymieniali się kartami z czekoladowych
żab. W całym salonie panował harmider porównywalny do hałasu w Wielkiej Sali
podczas posiłków, ale nikomu specjalnie to nie przeszkadzało. A jeśli nawet, to
zawsze mógł się przenieść do biblioteki.
– Dlaczego mam wrażenie, że jest tu
więcej Puchonów niż w ich własnej piwnicy? – westchnęła Molly, szukając
wzrokiem swoich kuzynów.
– Bardzo możliwe, skoro mamy tu
połowę populacji Hogwartu – odparł Albus, siadając przy jedynym wolnym stoliku,
który jak zwykle czekał na ich trójkę. Stał nieco dalej od wszystkich
strategicznych punktów w pokoju wspólnym, ale za to zapewniał minimum
prywatności i spokoju, jakie było potrzebne do nauki.
Scorpius poszedł w jego ślady, z tą
różnicą, że był pewny, iż dzisiaj nie napisze ani jednego logicznego zdania.
***
Dziewięć
godzin, dwa posiłki i trzynaście zmarnowanych rolek pergaminu później,
sfrustrowany Scorpius Malfoy odłożył pióro i przeciągnął się na krześle.
Zmierzwił palcami włosy, a następnie zgniótł w kulkę kolejną wersję swojego
wypracowania. Molly posłała mu karcące spojrzenie znad swojej pracy. Scorpius
rozejrzał się po pokoju wspólnym. Było w nim o wiele mniej Puchonów i Krukonów,
a o wiele więcej Ślizgonów, dzięki czemu zrobiło się ciszej i spokojniej niż za
dnia. Coraz większa ilość ludzi robiła to samo, co Score, czyli porzucała pracę
domową na rzecz lepszych rozrywek. Młodsi Ślizgoni stłoczyli się w ciemnym
kąciku, oglądając coś w rękach jednego z nich. Wyglądało to na jakiś nielegalny
przedmiot, ale Scorpius był zbyt zmęczony, by interweniować. Zresztą była
jeszcze Rose Weasley, która zamiast pić kremowe piwo (i oby tylko to), mogłaby
raz zainteresować się utrzymaniem porządku w ich małym społeczeństwie.
Minęło jeszcze trochę czasu i spokój
zachowali jedynie siódmoklasiści oraz Albus i Molly, co niesamowicie irytowało
Scorpiusa. Spojrzał na Ala (to nieprawda, że przez cały dzień robił tylko to,
miał przecież przerwy na jedzenie), jednak Potter był całkowicie pogrążony w
swoim świecie magicznych roślinek i ich właściwości. Kompletnie nie zauważał
jednego, nic nie znaczącego, beznadziejnie w nim zakochanego Scorpiusa Malfoya.
– Aaaal – powiedział cicho,
niezdecydowany, czy chce zwrócić na siebie jego uwagę, czy też lepiej pozwolić
mu w spokoju dokończyć wypracowanie. Chwilę rozważał wszystkie za i przeciw, po
czym stwierdził, że Albusowi należy się przerwa. W końcu spędził nad książkami
już tyle czasu, że na pewno bolą go oczy. Uśmiechnął się pod nosem. Całe
zmęczenie ulotniło się w mgnieniu oka. Postanowił zacząć od czegoś prawie
niedostrzegalnego, co i tak nie zrobi im różnicy. Zabębnił palcami w stolik,
kilka razy wystukał refren popularnej ostatnio piosenki, lecz zgodnie z
oczekiwaniami nie przyniosło to żadnego efektu. Oparł więc głowę na rękach i
zwrócił ją w stronę swojej ofiary.
– Albusieee – powtórzył jego imię,
tym razem o wiele głośniej. Zero reakcji. Nawet nie drgnął. Score sięgnął więc
po cięższą artylerię. – Albusie Severusie Potterze. – Normalnie dostałby za po
głowie, jeśli miałby szczęście. Albus nienawidził swojego drugiego imienia
prawie tak, jak Scorpius swojego, jednak tym razem jedyną reakcją było
zmarszczenie brwi. Score uznał to za dobry znak, choć Al równie dobrze mógł
myśleć o czymś związanym z wypracowaniem. Zamilkł na chwilę, podczas której Molly
triumfalnie postawiła ostatnią kropkę, szybko zebrała swoje rzeczy i, nic nie
mówiąc, zniknęła w swoim dormitorium. Tymczasem Scorpius znów skupił całą swoją
uwagę na Alu.
– Potter! – syknął niespodziewanie
jadowitym głosem, jednocześnie uderzając dłonią w stół. Albus podskoczył,
przestraszony, i rozejrzał się trochę nieprzytomnie. – Skończ już z tym –
powiedział Score, tym razem już łagodniej. – Poróbmy coś ciekawego, nudzi mi
się. – Zabrzmiał jak rozpieszczone dziecko, ale nie dbał o to. Naprawdę potrzebował
uwagi Albusa.
– Score – jęknął Al, wyraźnie
zmęczony – padam z nóg, a mam jeszcze pół stopy pergaminu… Co ty robisz? – Nie
miał siły przeszkodzić Scorpiusowi, który bez słowa zaczął zbierać wszystkie
książki i zwijać pergaminy, dlatego po prostu
biernie mu się przyglądał.
– Nie ma sensu, żebyś dalej to
pisał, skoro jesteś taki zmęczony – oznajmił Scopius. – Musisz zmienić
otoczenie – dodał głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Albus siedział bezradnie,
zastanawiając się, co też znowu ubzdurał sobie Score, podczas gdy Malfoy
pobiegł do dormitorium po „niezbędne rzeczy”. Wrócił kilka minut później ze
szkolną torbą wypchaną czymś po brzegi. Al z ciężkim sercem wstał i podążył za
nim do wyjścia, a potem przez prawie puste korytarze. Po drodze próbował wybić
mu z głowy ten szaleńczy pomysł, którym nadal nie chciał się podzielić.
– Malfoy, ostrzegam cię, jest ósma
wieczorem, jeśli ktoś nas przyłapie…
– Na korytarzach można przebywać do
dziewiątej, Potter, zresztą jestem prefektem.
– No właśnie, powinieneś dawać dobry
przykład. Poza tym nie sądzę, żebyśmy grzecznie wrócili za godzinę do łóżek –
spojrzał z ukosa na przyjaciela.
– Dlatego mamy pelerynkę – szepnął
konspiracyjnie Scorpius. Pogratulował sobie w duchu pozbawienia Albusa
wszystkich argumentów. – Mój drogi, jednak z jakiegoś powodu jestem w
Slytherinie, prawda?
Al spojrzał wymownie w sufit, choć w
zasadzie tylko udawał zdenerwowanego, a tak naprawdę umierał z ciekawości.
Przez całą drogę próbował dowiedzieć się, gdzie właściwie idą, ale Scorpius był
zawzięty jak nigdy. Za każdym razem uśmiechał się tajemniczo i natychmiast
zmieniał temat. W końcu tak pogrążyli się w rozmowie na temat ostatniego meczu
quidditcha w lidze angielskiej, że Al przestał zwracać uwagę na drogę i nawet
nie zauważył, jak wspinali się po wąskich schodach prowadzących na Wieżę
Północną.
– Jastrzębie były dobre, ale trzy
sezony temu, Score! – wysapał Albus, gdy wreszcie zatrzymali się na szczycie.
Dopiero wtedy dotarło do niego, gdzie się znajdują. – Zwariowałeś?! Wracamy na
dół, natychmiast.
– Jak chcesz, ja się stąd nie
ruszam. – Scorpius usiadł na rozłożonym wcześniej kocu, poklepał miejsce obok
siebie i spojrzał na Albusa tymi swoimi szarymi oczami, którym Potter nigdy nie
mógł się oprzeć. Chcąc nie chcąc, dołączył do Score’a, który okrył ich drugim
kocem.
– Prefekt – prychnął Al. –
Powinienem na ciebie naskarżyć. Nie dość, że sam łamie przepisy, to jeszcze
demoralizuje innych uczniów!
Do Scorpiusa ledwie docierały słowa
Ala. Siedział tak blisko, że stykali się ramionami, i cały zmysł dotyku Score’a
ograniczył się do tego miejsca. Spojrzał na poruszające się wargi Pottera i
poczuł, że zaraz zrobi coś niewyobrażalnie głupiego.
– Jak tylko stąd wyjdziemy, od razu
idę do McGonagall. Ludzi, którzy są zmęczeni, prowadzi się do łóżka, a nie…
– Cicho bądź, Potter – przerwał mu
Scorpius, przenosząc wzrok na oczy Ala. W panującym półmroku prawie nie widział
ich koloru, ale w każdej chwili mógł go przywołać w wyobraźni.
Naprawdę nie wiedział, kiedy to się
stało. W jednej chwili siedzieli, wpatrując się sobie w oczy, a w następnej
Score całował swojego najlepszego przyjaciela prosto w te popękane, miękkie
usta. Kiedy dotarło do niego, co robi, chciał natychmiast przestać i przeprosić
Ala (a potem najpewniej wyjechać do Afryki i rozpocząć życie pustelnika), lecz
w porę zorientował się, że Potter oddaje pocałunek z nie mniejszym
zaangażowaniem. Score położył drżącą dłoń na policzku Albusa i poczuł, jak Al
uśmiecha się delikatnie, wciąż go całując. Chwilę później jego palce znalazły
się na szyi Score’a, ale nie pozostały tam długo, ponieważ Al zdecydował, że o
wiele lepiej będzie im we włosach tego podstępnego Malfoya.
To było najlepsze uczucie, jakiego
Scorpius doświadczył w całym swoim życiu. Przebijało nawet wygranie meczu
quidditcha, i to kilkakrotnie. Mimo że z początku pocałunek był trochę
niezręczny, nie zwracali na to uwagi. Szczerze mówiąc, nie zauważyliby nawet,
gdyby Czarny Pan wstał z martwych i zaczął stepować tuż przed ich nosami.
Żaden z nich nie miał pojęcia, ile
to trwało i w zasadzie nie było im to potrzebne. Gdy wreszcie oderwali się od
siebie, Al natychmiast ukrył twarz w szyi Scorpiusa i objął go mocno. Score,
niewiele myśląc przyciągnął do siebie Albusa i przez chwilę siedział
nieruchomo, wdychając jego zapach. Czuł się, jakby cały jego mózg się zawiesił,
otumaniony bliskością Ala, której rozpaczliwie pragnął przez tyle lat.
– Score? – wymamrotał Albus po
pewnym czasie, a jego oddech połaskotał Scorpiusa w szyję. – Wydaje mi się, że
jestem w tobie strasznie zakochany.
no Dianka, musisz pogodzić się z tym, że ten komentarz będzie trochę krótszy niż mial być oryginalnie, bo wkurwienie na mój internet i komputer wepchało się w trochę we wszechogarniający mnie zachwyt nad tą miniaturką ;______;
OdpowiedzUsuńtak czy siak:
raz - aserdtfyguihonkmbtvdrfcdwZW4xecrtvybuinoknbrESXTrytvubijnmfbdx5tYUHBJnmftykgcestdfghjbvsextfcygvhbjnkmbvdccZRETfckjhbyfYTFygcfcghvHVj
dwa - WEREDTYhjkmnuhsdklwhbjsdifawbiboimJNkjBLHDVb oqvbdlh
trzy - asdfghjuiewrhsdnkl;f;awctiokj;mp[weialonuyg08t2nuiwec
cztery - hesu Dianka coTyzemnąrobisz
tojesttakiekochane, urocze, słodkie, fluffy i wgl, że zaraz zejdę normalnie ;___;
tzn mam jedno zastrzeżenie - naprawdę widzisz to trochę przez różowe okulary XD znaczy się, ja sama zawsze byłam zwolenniczką nie uważania Ślizgonów za skończonych dupków, jak to robią niektórzy, i tego, że po przybyciu Ala ich stosunki z resztą świata się poprawiły, ale z tą połową Hogwartu w lochach i niesamowitą pomocnością niektórych to nieźle zaszalałaś XD
ale wybaczam, bo przez to jest jeszcze bardziej fluffy, a tego właśnie potrzebowałam, bo tej Orzeszkowej i jej zakichanym "Nad Niemnem" :')
ogółem jaram się tak mega, że sobie nie wyobrażasz :3
popękane usta Ala i wzrost Score'a mnie zabiły, yay. najlepiej, jakby Al był niższy o jakieś 30cm i miał ucho na wysokości piersi Score'a, żeby mógł się wsłuchiwać w serducho, podczas przytulania się :')
co do Molly to moją opinię znasz, a Rose niech spierdala do klubu kilku zarozumiałych Krukonów, pls XD
w ogóle zakochałam się w ostatniej wypowiedzi :') od początku wiedziałam, że to będzie odwzajemnione, noboco, ale i tak ostatnie zdanie mnie zabiło, aaghj, moje serce shiperki, respirator proszę na salę, bo zaraz umrę :')
zaraz mi się skończą słowa zachwytu, tak jestem zakochana w tej miniaturce! więcej takich Dianka (pamiętaj o moim Solangelo!) i weny, weny, weny! <3
no witam, witam
OdpowiedzUsuńpotrzymałam Cię jeszcze jeden dzień w niepewności, ale już jestem!
na początku muszę znowu wspomnieć o mojej ogromnej radości z tego, że znowu coś piszesz, że znowu razem piszemy <3 cieszę się jak Will, kiedy dowiedział się, iż miał rację co do demonicznej ospy, naprawdę
dobra, a teraz już sedno sprawy - no zaskoczyłaś mnie strasznie!
ta wizja Hogwartu... jej. musiałam to przez chwilę przemyśleć
nie poniosło Cię troszkę? nie zrozum mnie źle - sama tez uważam, że w czasach Ala domy były ze sobą bardziej... zintegrowane, ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić tego, żeby to wyglądało AŻ TAK
no ale poza tym wszystko było doskonałe
wszystko takie... wypieszczone, bym powiedziała XD nieprzesadzone i naturalne! na co dzień nie rozpływam się aż tak nad AlxScore ani w ogóle nad takowymi opisami, ale tutaj chyba mi nawet serduszko szybciej zabiło
aach, no i jeszcze zwróciłaś mi uwagę na to, że nigdy nie miałam jakiegoś konkretnego zdania o Molly Weasley
no i definitywnie zgadzam się z Madzią - więcej takich miniaturek, Dianka! :3
Kocham Cię. Nieważne ile masz lat, kimkolwiek jesteś, jakkolwiek wyglądasz i jaki jest Twój charakter - kocham Cię, autorko. Już myślałam, że nigdy nie przeczytam niczego nowego (po polsku) o moim najukochańszym pairingu na świecie (mam wrażenie, że przetrząsnęłam całe polskie internety, a z desperacji dotykałam nawet gniotów), ale zupełnie przypadkiem - skacząc po blogach i nie szukając niczego konkretnego - znalazłam tę miniaturkę. Jest tak totalnie rozczulająca, ciepła, miła i kochana, że awdrwetgeryh. Zakochałam się. Scorpius to jedyny, właściwy partner dla Albusa i nie wyobrażam sobie tego inaczej. Jak jeszcze Scorpiusa z jakimś dziewczęciem przełknę, to Ala sobie nie potrafię wyobrazić z inną osobą niż Score. Al jest Scorpiusa i koniec kropka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Anon